Forum Jak żyć lepiej? Strona Główna Jak żyć lepiej?
Tylko głupcy uczą się na własnych błędach, mądrzy zawsze na cudzych!!!
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

O miłości naukowo!!

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Jak żyć lepiej? Strona Główna -> Związki damsko męskie.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mandaryn




Dołączył: 03 Lut 2006
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 1:50, 03 Lut 2006    Temat postu: O miłości naukowo!!

Ściagniete z interneu.

ANNA MICHALSKA 2005-04-29

W tym szaleństwie jest metoda,
Miłość to uczucie, którego zaznał chyba każdy


Niestraszne mu są żadne przeszkody: ani czasowe, ani rasowe czy wiekowe. Dość zaskakujące jest więc, że uczeni przeprowadzili tak mało badań na jego temat.


Ludzie zakochiwali się w sobie od zawsze. Już Biblia dostarcza nam opisów wielkich namiętności: miłości Abrahama do Sary czy Jakuba do Racheli. Z kolei Platon w Fajdrosie, ustami Sokratesa, przestrzega, że miłość nigdy nie powinna być przedmiotem żartów, jako że człowiek otrzymał ją od bogów. Owo "boskie szaleństwo" - będące objawieniem i sięgnięciem do wyższego świata idei - sprawia, że ten, kto kocha, wznosi się ponad wszystko i może dostrzec absolutne piękno. Badania antropologów dowodzą zaś, że nawet w kulturach obywających się bez pojęcia "miłość" lub "zakochanie" ludzie swymi czynami potwierdzają, że doskonale znane są im odpowiedniki tych terminów. Amerykańska antropolog, doktor Helen Fisher z Rutgers University w New Brunswick, w swojej Anatomii miłości (Rebis, Poznań, 1994 rok) pisze, że: "historie i mity miłosne, legendy, poematy, podręczniki, miłosne mikstury i uwodzicielskie czary, kłótnie między kochankami, porwania i samobójstwa są i zawsze były trwałymi składnikami życia jak świat długi i szeroki".

Jakich ludzi lubimy

Każda ludzka społeczność przez wieki nagromadziła o miłości, zakochaniu, atrakcyjności i przyjaźni mnóstwo wiedzy, która może dostarczać wskazówek do badań psychologicznych. Te ludowe prawdy, zdroworozsądkowe teorie cieszą się długim stażem z bardzo prostego powodu: prosto i precyzyjnie wyjaśniają istotę zjawiska. Rozmaite nauki moralne i cytaty, oklepane frazesy, stare gadki i powiedzonka trafiają w sedno sprawy. I choć wiadomo od dawna, że wzajemna atrakcyjność odgrywa zasadniczą rolę w tworzeniu podwalin życia społecznego, to dopiero mniej więcej od pół wieku uczeni zaczęli przekuwać ludowe mądrości w sprawdzalne naukowe hipotezy. Badacze starają się przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie: dlaczego lubimy tych, których lubimy?

Wielu psychoanalityków utrzymuje, że nieświadomie zakochujemy się w kimś, kto przypomina nam osoby, które kochaliśmy, będąc dziećmi. Mężczyzna obdarza więc uczuciem kobietę podobną pod wieloma względami do jego matki, a kobieta kogoś, kto jest fizyczną i psychiczną kopią ojca. W grę może wchodzić również inna osoba, ale koniecznie znana w dzieciństwie. Rzeczywistość nie zawsze to potwierdza. Ludzie zakochują się w sobie bez wyraźnych i łatwych do wskazania powodów. Po prostu, nowe uczucie dopada człowieka nagle albo wręcz przeciwnie - ogarnia go bardzo spokojnie i pcha, nierzadko wbrew jego woli, ku drugiemu. I wcale nie jest wyzwolone przez obiektywną wartość drugiego człowieka, nie wynika z wyrozumowanej decyzji ani prostego schematu powielającego uczucie z dzieciństwa. Choć na pierwszy rzut oka wyjaśnienie tego fenomenu wydaje się wyjątkowo trudne, to w miarę przeprowadzania coraz to nowych analiz odpowiedź na pytanie, "w kim się zakochujemy", staje się coraz prostsza.

W zasadzie wszystkie przeprowadzone badania dowiodły, że ludzi najbardziej pociągają tacy, którzy są do nich podobni. Każda zgodność bowiem dostarcza czegoś, co psycholodzy nazywają "wzmocnieniem". Osoba podobna wzmacnia u drugiej poczucie własnej wartości, potwierdza jej atrakcyjność oraz przekonuje o słuszności własnych postaw i poglądów. Ponadto osoby podobne dostarczają zwykle dużo więcej przyjemności niż inne. A doznawanie przyjemności jest punktem wyjścia do procesu zakochania. Człowiek zakochuje się w tym, kto dostarcza jej najwięcej: budzi sympatię, rozumie go, wysłuchuje, jest przy nim w chwilach radości, napięć i cierpienia.

Skąd w takim razie wzięło się powiedzenie o "przyciąganiu się przeciwieństw". Uczeni wiele pracy włożyli w sporządzenie katalogu cech, których występowanie potwierdziłoby istnienie tej zasady. I okazało się, że choć idea komplementarności wielu przemawia do serca, to jednak większość eksperymentów i obserwacji dowodzi, że najważniejszych wskaźnikiem atrakcyjności jest jednak podobieństwo. Widać więc, że miał rację Ezop, który w jednej ze swoich bajek napisał: "Trudno o sympatię tam, gdzie nie ma podobieństwa".

Zaślepieni miłością

Dzisiejsi rodzice na ogół nieufnie odnoszą się do współczesnej produkcji muzycznej, upatrując w niej afirmacji narkotyków, seksu czy szatana. Tymczasem najczęstszym tematem piosenek i najróżniejszych utworów muzycznych na całym świecie jest właśnie miłość. Ich twórcy opisują irracjonalność i nieopanowanie swojego uczucia oraz niemożność życia beż ukochanej osoby. "Czekam trzeci dzień, patrzę na drzwi, czy przyjdzie ktoś od ciebie, czy przyjdziesz ty. Czy wiesz, że twoje oczy spalają mnie jak ogień, gdy patrzę w twoje oczy, zaczyna się dzień" - śpiewał zespół Kult w piosence Do Ani. Rzeczywiście, zakochany zachowuje się czasem jak ktoś owładnięty prawdziwym szaleństwem. Może właśnie dlatego José Ortega y Gasset w swoich Szkicach o miłości (przekład K. Kamyszew, Warszawa, 1989) uważał zakochanie za "przejściowy imbecylizm i psychiczną anginę". Nauka potwierdza zresztą, że ten hiszpański filozof i eseista tak bardzo się nie mylił. W mózgu osób przeżywających stan miłosnego uniesienia zachodzą bowiem podobne zmiany, jak u neurotyków.

Zajmująca się tym zagadnieniem włoska badaczka, psycholog Donatella Marazziti z Uniwersytetu w Pizie, zwróciła uwagę, że zachowanie osób świeżo zakochanych oraz cierpiących na tak zwane zaburzenia obsesyjno-kompulsywne (między innymi nałogowi hazardziści, pracoholicy, notoryczni złodzieje i nieuleczalni mitomani, czyli osoby z utratą równowagi psychicznej) jest do siebie uderzająco podobne. Otóż i jedni, i drudzy doświadczają natręctwa myśli, zmienności nastrojów - od skrajnej euforii do niepewności - lęków z powodu utraty przedmiotu zainteresowania oraz idealizacji obiektu pożądania. Co ciekawe, okazuje się, że również neurochemiczne podłoże zakochania i zaburzeń neurotycznych jest podobne. Potwierdziły to badania, w których stwierdzono u obu grup około 40-procentowy ubytek zawartości we krwi serotoniny - jednego z hormonów wydzielanych przez mózg. Marazzati ostrożnie interpretuje te wyniki: "Mówi się często, że zakochani szaleją na swoim punkcie. Być może coś w tym jest".

Odkrycie włoskiej badaczki, opublikowane w magazynie Psychological Medicine, sprawiło, że w wielu ośrodkach naukowych na całym świecie uruchomiono serię badań nad biochemią pozytywnych emocji. Dzięki temu wiele miłosnych tajemnic zostało już wyjaśnionych. Wiadomo, że wczesnej fazie zakochania towarzyszy intensywne wydzielanie się w mózgu dwóch substancji: PEA (phenylethylaminy) oraz dopaminy. Ta pierwsza, określana też często mianem naturalnej amfetaminy, działa pobudzająco, energizująco i uzależniająco. Ta druga zaś wywołuje euforię i rozkosz taką samą, jaką człowiek odczuwa podczas wszystkich podniecających i sprawiających mu przyjemność czynności. Trudno się więc dziwić, że zawód miłosny rodzi odczucia podobne do typowego głodu narkotycznego: cierpienie, depresję, utratę energii, a czasem nawet myśli samobójcze. Burza biochemiczna szalejąca w organizmie osoby zakochanej sprawia, że jest ona zupełnie zaślepiona i fizjologicznie uzależniona od obiektu swojego zainteresowania.

Na marginesie warto wspomnieć, iż niektórzy uczeni - jak chociażby doktor Angelique Pas-Vraiment ze szwajcarskiego Institute de Therapie Emotionnelle - twierdzą, że zakochanie wykryte na wczesnym etapie, czyli wówczas, gdy naszego organizmu nie ogarnia jeszcze biochemiczne zauroczenie, jest w pełni wyleczalne (jeśli, oczywiście, założymy, że rację mają ci, którzy miłość uznali za chorobę i zarejestrowali ją na liście WHO jako pozycja F63.9).

Po płomiennym zakochaniu zwykle następuje druga faza: przyjaźń i przywiązanie, której towarzyszą uczucia komfortu psychicznego, spokoju, szczęśliwości i błogości odczuwanej przy bliskiej osobie. Zmienia się wówczas biochemia mózgu i główną rolę zaczynają odgrywać endorfiny (substancje podobne do heroiny) oraz działające łagodząco i uspokajająco peptydy, wzmacniające emocjonalne przywiązanie.

Z takim "chemicznym" podejściem do sprawy zakochania nie zgadza się większość humanistów. Twierdzą oni, że tak spontanicznego, płomiennego i niepoddającego się kontroli woli umysłu uczucia, jak miłość, nie można zredukować do czegoś tak banalnego, jak chemia czy geny.
Jak mówi stare powiedzenie: "Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy". Zakochanie i miłość dobiegają kresu zwykle wskutek powolnego wypalania się, stopniowego gromadzenia się rozczarowań, zazdrości, pretensji i urazów. Na koniec zostaje tylko pustka. Dla dwojga ludzi najczęściej oznacza to rozstanie. Statystyki są w tym zakresie bezlitosne. W wielu krajach rozpada się nawet co drugie małżeństwo, a związków nieformalnych jeszcze więcej. Może dlatego psycholodzy społeczni zaczęli częściej zajmować się przyczynami końca miłości i tym, jak ludzie sobie w takich sytuacjach radzą. Badania brytyjskiego psychologa społecznego Steva Ducka dowodzą, że rozpad związku uczuciowego prawie zawsze jest procesem przebiegającym na wielu etapach. Na pierwszym człowiek myśli o tym, jak bardzo nie satysfakcjonuje go jego związek, na drugim zastanawia się nad rozstaniem, na trzecim zaczyna o tym dyskutować z innymi, a na czwartym podejmuje decyzję o odejściu. Decyzja ta niemal zawsze jest jedną z najtrudniejszych w życiu, zwłaszcza jeśli został już przekroczony etap przywiązania. Najsilniej przeżywają ją, oczywiście, porzucani, którzy czują się samotni, nieszczęśliwi i pogrążeni w depresji. To oni bardzo często skarżą się też na dolegliwości somatyczne, które utrzymują się nieraz przez wiele tygodni: bóle głowy i żołądka, zaburzenia snu i trawienia. Znaczne łatwiej rozpad znoszą porzucający, a także pary, które wspólnie ustaliły, że ich uczucie się wypaliło. Na szczęście, nie każda miłość skazana jest na wygaśnięcie.

Bywają też związki, w których nawet po wielu latach partnerzy nadal są w sobie zakochani. Jak to możliwe? Włoski socjolog, popularyzator wiedzy o stosunkach międzyludzkich, Francesco Albertoni w jednym z wywiadów powiedział: "Życie jest z definicji nieprzewidywalne. Duch oznacza wolność. Dlatego osoby obdarzające się miłością zawsze muszą być pełne świeżości i swobody. Nie mogą pozwolić, by ich związek pokryła patyna przyzwyczajeń, ani dopuścić, żeby zabiła go pogoń za dobrami materialnymi". Zakochanie i miłość zawsze są czymś tajemniczym, cudownym i niemalże boskim. A jeżeli spotykają się ze wzajemnością, to stają się prawdziwym darem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
POMOCYYYY
Gość






PostWysłany: Czw 14:19, 04 Sty 2007    Temat postu:

A jeżeli ktoś sie zakocha no i szaleje na punkcie tej drugiej osoby a stara sie żeby ta druga sie nie kapła .. no bo to miłość nie jest odwzajemniona no i co wtedy zrobić żeby zapomniec.. bo przecież miłości na zawołanie się nie znajdzie ona sama się zjawi .. więc nie warto sobie szukać tej drugiej osoby .. prawda?? no skoro nie warto to chyba samo uczucie przeminie .. a jeśli nie to co robić serce nie sługa samo wybiera.. zresztom POMOCY .. Jak zapomnieć o kimś kogo sie kocha a nie jest to miłość odwazajemniona .. Sad
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
casey
Administrator



Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 0:32, 21 Mar 2007    Temat postu: Serce nie sługa

To prawda. Dlatego nie warto kochac na siłe

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Jak żyć lepiej? Strona Główna -> Związki damsko męskie. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin