Autor Wiadomość
Mandaryn
PostWysłany: Pią 1:40, 03 Lut 2006    Temat postu: Psychologia chciwości. (Artykuł)

Demon o małych ustach KRZYSZTOF SZYMBORSKI (Polityka, NUMER 21/2005 (2505)

Psychologia chciwości
Ludzie są chciwi. To ułomność na tyle powszechna, że naukowcy usilnie próbują zrozumieć jej naturę, by znaleźć sposoby okiełznania nieposkromionej chęci bogacenia się.
Czym, na przykład, różni się chciwość od ambicji, zachłanności, materializmu czy skąpstwa? I jeśli rzeczywiście „trudniej bogatemu dostać się do nieba niż wielbłądowi przejść przez ucho igielne”, to czyż sam kapitalizm, przeżywający dziś globalny renesans, nie jest systemem godnym moralnego potępienia? Potoczny język nie jest dość precyzyjny, by na te pytania udzielić prostej odpowiedzi. Spróbujmy więc sięgnąć do nauki.

Współcześni badacze ludzkiej natury w dużej mierze podzielają pogląd, że chciwość jest bardzo istotnym jej aspektem. A jednak, kiedy John Medina, biolog molekularny, założyciel i pierwszy dyrektor Ośrodka Badania Mózgu, Umysłu i Pamięci na University of Washington, w książce zatytułowanej „Genetyczne piekło” podjął próbę naukowej analizy tej przypadłości, natrafił na poważne przeszkody. Nikt nigdy nie znalazł ludzkiego genu chciwości, pisze z żalem Medina, a na dodatek nikt nie zaproponował jeszcze „standardowej, jednolitej, powszechnie zaakceptowanej definicji tego pojęcia”. Psycholodzy dokonywali heroicznych wysiłków, by poddać rozważania na ten temat pewnej dyscyplinie. Wielu było przekonanych, że u podłoża chciwości leży naga ludzka ambicja (agresja) oraz paraliżujący działania strach (lęk neurotyczny) lub kombinacja obu.

Słynny austriacki psychiatra Alfred Adler, który przez pewien czas był współpracownikiem Freuda, nad tą ludzką przywarą wiele rozmyślał i stworzył nawet specjalne pojęcie „pleonektycznej osobowości” mającej jakoby leżeć u jej podłoża. Osobnicy dotknięci tą przypadłością pozbawieni są, jego zdaniem, poczucia umiaru, mają wypaczoną hierarchię potrzeb i generalnie są mało wrażliwi na problemy oraz uczucia innych ludzi. Co także istotne, cierpią często na niezdolność zaspokojenia swych pragnień. Ostatecznie Medina poszedł jednak na łatwiznę stwierdzając, że nieodłącznym towarzyszem chciwości jest lęk i resztę rozdziału poświęcił neurofizjologicznej analizie strachu, co jest samo w sobie przedsięwzięciem interesującym, ale omijającym sedno sprawy.

Zabierz, zanim zabiorą tobie

Zostawmy więc neurofizjologię i wróćmy do psychologii. Rozważania Adlera nie pozostawiają wątpliwości, że rozpoznanie chciwości jest trudne, gdyż wymaga subtelnego wyważenia proporcji: gdzie kończy się zapobiegliwość, ambicja i gospodarność, a zaczyna brak umiaru w gromadzeniu dóbr materialnych i papierów wartościowych. O ile wyżej należy stawiać przyjaźń ponad profit, by móc wiarygodnie utrzymywać, że nasza hierarchia wartości jest zdrowa? Brak wrażliwości na odczucia i los innych to z kolei, na przykład, cecha ludzi cierpiących na autyzm, który z chciwością nie ma nic wspólnego. Problem, jak mi się wydaje, w tym, że psychologia, jako dyscyplina naukowa, powinna być obiektywna i wstrzymywać się od sądów wartościujących. Tymczasem o chciwości trudno mówić inaczej niż jako o grzechu lub ułomności charakteru. Ocena właściwego umiaru, hierarchii wartości czy wrażliwości wymaga odwołania się do norm społecznych lub moralnych. Sama psychologia nie ma w tej dziedzinie ostatniego słowa.

Psychologiczną perspektywę wzbogacić można odwołując się do filozofii (w szczególności etyki) czy teologii. Można też podeprzeć się ekonomią, jak czyni to David Levine, ekonomista i psychoanalityk z University of Denver. Zastanawiając się nad relacją łączącą (bądź dzielącą) chciwość z dobrze zrozumianym własnym interesem Levine zwraca uwagę na dwa wymiary tego grzesznego zjawiska – po pierwsze, klasyczna chciwość wiąże się z dążeniem do wyłączności, czyli próbą pozbawienia innych dostępu do pożądanych dóbr; po drugie, jak już wspomniałem, w przypadku prawdziwej chciwości następuje rozerwanie związku pomiędzy zdobyciem bądź skonsumowaniem obiektu pożądania i uzyskaniem psychicznej satysfakcji. Buddyści odwołują się często do metafory „głodnego demona” o wielkim brzuchu i małych ustach, który nie może zaspokoić swego apetytu, nawet jeśli bez przerwy je.

„Niezależnie od tego, jak dobrze jest nam znane pojęcie chciwości – pisze Levine w artykule opublikowanym w 2000 r. w „Psychoanalytic Studies” – jest w nim także coś zagadkowego, dokładnie z racji niemożności jej zaspokojenia: jest ona pragnieniem, lecz jednocześnie nim nie jest. Dzieje się tak dlatego, że celem chciwości nie jest zaspokojenie pragnienia, lecz uniknięcie frustracji. (...) Chciwość wyraża lęk przed stratą i dążenie do ochrony przed nią. Chciwy osobnik jest nieprzerwanie świadom niebezpieczeństwa straty i dlatego usiłuje zabrać innym, zanim jemu zabiorą”.

Grzech? Kto w to uwierzy

Tak więc właściwie zdefiniowana chciwość jest cechą patologiczną – z punktu widzenia psychologii jest spaczeniem charakteru, zaś w myśl chrześcijańskiej etyki grzechem. Wobec grzechów staliśmy się jednak ostatnio bardzo tolerancyjni. Któż dziś tak naprawdę wierzy, że wieczne potępienie grozi nam za obżarstwo, lenistwo, zazdrość czy nawet żądzę? Czy więc i chciwość zasługuje na naszą pobłażliwość? Takie wrażenie można by odnieść obserwując, na przykład, ewolucję społecznych nastrojów w krainie triumfującego kapitalizmu, jaką jest dziś Ameryka. Kiedy Gordon Gekko, negatywny bohater nakręconego w 1987 r. filmu Olivera Stone’a „Wall Street”, wygłosił swą pamiętną sentencję: „Chciwość jest dobra”, parafrazował autentyczną wypowiedź Ivana Boesky’ego, maklera giełdowego, którego spektakularne osiągnięcia spekulacyjne „ocenione” zostały w grudniu 1987 r. przez sąd na 3 lata więzienia, zakaz pracy na giełdzie i 100 mln dol. grzywny. To on właśnie, przemawiając nieco wcześniej do studentów Berkeley University, wyznał, że „chciwość jest w porządku” i że „możecie z powodzeniem być chciwi i zupełnie z siebie zadowoleni”.
Wyrok skazujący Boesky’ego (i kilku jego kolegów o podobnej filozofii) nie powstrzymał jednak fali korupcyjnych praktyk, które w niedawnych latach doprowadziły do serii nowych głośnych procesów. Szefowie firmy ENRON, którzy wyprzedawali swe akcje, by „zapewnić sobie spokojną starość” po upadku kompanii, wydali wcześniej pieniądze przeznaczone na emerytury dla swych pracowników; Dennis Kozlowski, były dyrektor Tyco, za pieniądze firmy kupił sobie jacht, utrzymywał kochankę, zaś żonie (także z funduszy Tyco) na pocieszenie dał w prezencie pierścionek z diamentem wart 5 mln dol.; Martha Stewart, właścicielka wielomilionowego imperium, by uniknąć stosunkowo trywialnych strat, skorzystała z „cynku” przyjaciela i pozbyła się pospiesznie i nielegalnie swych zagrożonych spadkiem wartości akcji. Lista podobnych afer mogłaby wypełnić całą książkę i wielu winnych tych nieetycznych praktyk skazanych zostało na odsiadkę.

Purytanie i dranie

Kiedy Ameryka wkroczyła w przeciągającą się ponad miarę „dekadę chciwości”, zrządzeniem historii kapitalizm zawitał również na nowo do krajów Europy Wschodniej. Ta zbieżność miała być może fatalne dla tych ostatnich skutki. Oto bowiem odradzający się kapitalizm miał przed oczyma wzór, który wydawał się wielu oczywistym, wartym naśladowania modelem. To powierzchowne zafascynowanie „ekonomiczną wolnoamerykanką” pozwalało zapomnieć, że Ameryka swą gospodarczą potęgę zawdzięcza w większej zapewne mierze tradycji purytanizmu niż wyzwoleniu ludzkiej chciwości.

Kapitalizm mógł w pełni rozwinąć skrzydła w Europie dopiero po tym, jak religijni reformatorzy zdołali oczyścić dorobkiewiczostwo z piętna śmiertelnego grzechu. Związek ducha kapitalizmu z protestancką etyką, o którym pisał wielki niemiecki socjolog z przełomu XX w. Max Weber, jest związkiem pozornie paradoksalnym. Genewscy kalwiniści, zgodnie z wyznawaną przez nich doktryną predestynacji, przekonani byli, że nasze ziemskie poczynania nie mają wpływu na przyszłe zbawienie. O tym już wcześniej zadecydowała Opatrzność. Oznaki ziemskiego sukcesu poczytywane były jednak przez nich za dowód bożej przychylności i sugestię, że ci, którym powiodło się w interesach, mają na owe zbawienie większą szansę niż ludzie leniwi czy utracjusze. Można więc było się wzbogacać bez grzęźnięcia w grzechu. Pod warunkiem jednak, że zachowało się umiar w szafowaniu bogactwem, generalnie – trwogę przed Bogiem.
Ten wczesny kapitalizm był, w swej ideologii przynajmniej, kapitalizmem ascetycznym i jako taki właśnie przeniesiony został przez religijnych dysydentów na grunt amerykański. Kapitalizm dekady chciwości to kapitalizm, który zerwał się ze swej moralnej kotwicy. Można go znów okiełznać, choć dziś innymi już sposobami niż za czasów Lutra czy Kalwina. Funkcję moralności i religijnej wiary w coraz większej mierze przejąć musi prawodawstwo i wymiar sprawiedliwości. Jest to w końcu społeczno-gospodarczy system obarczony poważnymi wadami. Parafrazując Churchilla powiedzieć jednak można, że ten fatalny system jest, jak na razie, najlepszym z istniejących. I może stać się jeszcze lepszy, jeśli naprawdę zrozumiemy, jak funkcjonuje ludzka chciwość. By skuteczniej z nią się zmagać.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group